NATURA BRAMY

Rynki Ekonomia Gospodarka Świat i czasem Polityka

Trochę o obecnej psychologii

18 Komentarzy

Na dzień dobry chciałbym zaproponować Ci Czytelniku małą wycieczkę w przeszłość. Niezbyt odległą, na pewno w miarę dobrze pamiętasz tamte chwile. Ci, którzy nie mogą ich pamiętać mają dziś ledwie 3 lata, więc chyba jeszcze nie czytają moich produkcji :  -). Nie podejrzewam Cię również o to, byś cierpiał na jakieś przypadłości, atakujące ośrodki pamięci, wszak bez problemu zapamiętałeś, jak trafić na tego bloga, skoro już tu zajrzałeś.

Tłem dla tej wycieczki będą dwa wykresy indeksu S&P500, teoretycznie dość podobne w swej wymowie, jeśli chodzi o stronę czysto techniczną. Wyjątkowo jednak nie o stronę czysto techniczną tym razem mi chodzi. Oba w zasadzie pokazują to samo, choć w innych okresach czasu: pierwszy z nich to wykres SP500 obejmujący okres październik 2002-kwiecień 2008, drugi pokazuje ten indeks od dołka z marca 2009 do dziś.

                                                                         

Nie trzeba być biegłym w zabawach typu „wytęż wzrok i znajdź szczegóły…”, by zauważyć to, co chcę pokazać. Na obu wykresach mamy indeks, który zrobił szczyt, a następnie spadł od tego szczytu o nieco ponad 38%. Podobne, prawda? I tu i tu po takim spadku mamy wyraźne odbicie, prowadzone przez Byki. Teraz, po tych paru słowach wstępu, pora wreszcie na wycieczkę.

Nim uznasz, Czytelniku, że właśnie Ci jednoznacznie zasugerowałem , że październik –listopad 2011 = kwiecień-maj 2008 (stanowczo temu zaprzeczam!!- to wyjaśnienie dla czytających ten wpis „pobieżnie”), proszę Cię, byś przypomniał sobie swój własny nastrój z  marca-kwietnia 2008, oczywiście w odniesieniu do ówczesnej sytuacji rynkowej.

Naszkicujmy wpierw tło makroekonomiczne: oto upada bank inwestycyjny Bear Sterns w związku z fatalnymi inwestycjami w dużym stopniu w pochodne, bazujące na rynku nieruchomości. Nieco wcześniej trader z francuskiego Societe Generale, Jerome Kerviel doprowadził do 4,9 mld euro strat, zawierając nieautoryzowane transakcje na kontraktach terminowych na indeksy akcyjne (grał na dalsze wzrosty). Jeszcze pod koniec 2007 roku zaczęły się problemy wyceną jednostek niektórych funduszy, działających na rynku pochodnych na nieruchomości. Instrumenty pochodne, oparte o papiery dłużne, zabezpieczone długiem nieruchomościowym stają się coraz większym problemem…

Przez marcowy weekend, 15-16.03.2008 trwają gorączkowe wysiłki FED, by znaleźć kogoś, kto weźmie masę upadłościową po Bear. W końcu jest, i w poniedziałek, 17.03, problem Bear Sterns’a został rozwiązany, rynek zaczyna wzrosty.

I teraz pytanie: Kto z Was, Czytelnicy bał się wtedy, że oto za nieco ponad pół roku światowy system finansowy znajdzie się na krawędzi? Odpowiedzcie uczciwie, proszę. Ilu sądziło, że szybko zmierzamy w otchłań? Czy jest tu choć jedna osoba, która może uczciwie dziś stwierdzić: tak, w marcu-kwietniu 2008 bardzo się bałem, że oto świat już za chwilę się zawali i czeka nas nieuchronny kryzys finansowy? Nie sądzę….

A ilu z Was sądziło wtedy, że oto wracamy do przerwanej na moment hossy? Sporo, sporo tych rąk w górze.

Szczerze mówiąc, ja też się wtedy nie bałem. Pamiętam dobrze moje ówczesne myślenie – owszem, na bazie wzorca dekadowego spodziewałem się lekkiego spowolnienia, maksymalnie króciutkiej recesji w niektórych krajach. Sądziłem też, że to spowoduje co najwyżej jakiś ruch boczny o niezbyt dużej amplitudzie na indeksach i za jakieś pół roku, w tradycyjnym jesiennym okresie, wrócimy do wzrostów. Groźba bardzo szybkiego załamania się światowych finansów? To kiedyś może nastąpić, ale sprawa jest bardzo odległa….

Teraz przewińmy szybko taśmę do przodu i odtwórzmy sytuację z przełomu września/października 2011.  Sprawa jest tak świeża, że nie będę opisywał tła makroekonomicznego.

Kto bał się te 1-2 miesiące temu, że zbliża się globalne tsunami finansowe i już znikąd ratunku? A kto jeszcze dziś się tego boi, że za chwilę wszystko się zawali wskutek rychłego bankructwa któregoś z krajów PIGS? Nawet nie liczę tych rąk, podniesionych do góry….

Czy dostrzegasz już Czytelniku tę zasadniczą, psychologiczną różnicę pomimo wyraźnych podobieństw technicznych obu wykresów S&P500 ? Ten poziom strachu, który widzieliśmy już teraz, we wrześniu 2011, w 2008 roku pojawił się dopiero w październiku, listopadzie.

Czy indeksy spadają w otchłań wtedy, gdy tłum się boi? Czy sądzisz Czytelniku, że ta masa ludzi, obawiających się niedawno zapaści systemu finansowego ma jakieś cudowne narzędzie, pozwalające na dokładny timing tego upadku? Wszyscy oni twierdzą, że to już za chwilę, i dlatego właśnie wskakują do odjeżdżającego pociągu z krótkimi pozycjami, który ponoć już się rozpędza….

Gdyby to rzeczywiście tak miało być, byłby to pierwszy raz w historii ludzkości, gdy większość dobrze przewidziała moment zapaści gospodarczej i przygotowała się nań zawczasu. Trzeba by to zapisać w annałach historii ekonomii i wprowadzić poważne korekty do niektórych fundamentalnych pozycji o kryzysach, choćby do książki Reinhardt i Rogoff’a „This time is different”, opisującej praktycznie wszystkie nowożytne kryzysy gospodarcze i większość wcześniejszych. Tylko co to byłby za kryzys, którego większość się spodziewa i już zawczasu podjęła środki zaradcze? Kogo zaskoczyłby w tej sytuacji wpierw krach na rynku, a potem depresja gospodarcza, zjawiska zwykle zaskakujące tłum?

A czy zauważyłeś Czytelniku, jak zmieniają się ukochane tematy niedźwiedzi – przyczyny tego bliskiego krachu światowych finansów? Do niedawna było to bankructwo Grecji, dziś są to obligacje włoskie, jutro może będzie to rating Francji, albo sytuacja banków irlandzkich czy hiszpańskich… Ten strach musi być w czymś upersonifikowany i koniecznie prowadzić do bardzo szybkich spadków. Czy w 2001 albo w 2008 roku rynek potrzebował non-stop jakichś wiadomości, żeby spadać, czy też odbywało się to „samo”? Czy w 2008 roku w okresie styczeń – połowa września TV lub prasa co dzień tłukła i wałkowała temat CDO i nieruchomości, czy też raczej zaczęła to robić dopiero jesienią 2008, gdy sprawa była już poważnie zaawansowana, raczej w formie reakcji na wydarzenia bieżące? Przypomnij sobie to Czytelniku. Ten aspekt psychologicznej strony rynku jest bardzo ważny!!!!

A dlaczego nagle zniknęła z niedźwiedzich radarów Grecja? Czy coś się radykalnie zmieniło w tym kraju? Rząd powstanie taki sobie, obywatele nadal są przeciwni zaciskaniu pasa i najchętniej utopiliby wszystkich polityków w jednym szambie, nie rozróżniając ich przynależności partyjnej, pomoc z UE tak naprawdę niczego w Grecji nie rozwiązuje i jest jedynie kroplówką, do tego bardziej nakierowaną na podtrzymanie zachodnioeuropejskich banków, niż wsparcie tego kraju – przecież te same powody wymieniano we wrześniu jako rychłą przyczynę bankructwa Grecji i natychmiastowej po nim ogólnej zapaści światowych finansów…Czyżby owe ustalenia przywódców UE z końca października o lewarowaniu EFSF coś znacząco zmieniały w sytuacji ogólnej? Chyba nie ma dokumentu, bardziej ostatnio obśmianego przez niedźwiedzie, jako popisu urzędniczej indolencji i chciejstwa. No to dlaczego Grecja nie jest już problemem?

Czy czasem rzeczywistą przyczyną tego faktu nie jest to, że ci, którzy tłumnie stawiali na Grecję, jako matkę wszystkich przyszłych kłopotów świata, zostali zmuszeni przez rynek do pokrycia swych krótkich pozycji w październiku?

Wiem, wiem – dziś problemem dnia i wielką nadzieją niedźwiedzi są Buoni del Tesoro Poliennali, które już jutro mają przewrócić całą europejską bankowość. Tylko przypomnij sobie Czytelniku, kiedy po raz pierwszy greckie obligacje stały się problemem dnia, a kiedy sprawa zaszła tak daleko, że politycy wpadli w bóle głowy i gorączkę z rychłą wizją bankructwa i co się działo na rynku między tymi wydarzeniami? Ile czasu minęło od ujawnienia problemu do kulminacji? Dni czy miesiące? A czy rynek na pewno przez ten cały czas spadał?

I jeszcze jedno: sądzisz, że politycy pozwolą by BTP szybko upadły? Wybij to sobie z głowy!

Tu obrona będzie długa i zażarta, wpierw w wykonaniu głównie polityków, ze stopniowo rosnącym wsparciem ECB, aż po FED, gdy zajdzie taka potrzeba. Problemy Europy zagrożą USA bez dwóch zdań, więc naiwnością byłoby liczyć, że Waszyngton będzie stać z boku i patrzeć, jak Eurozona tonie. Kiedyś pewnie okaże się też, że słynna bazooka Super Mario nie ma już naboi, ale zakładanie tego jeszcze przed pierwszym wystrzałem jest po prostu lekceważeniem przeciwnika w wykonaniu niedźwiedzi.

Sprawa z ECB i Brukselą bardzo przypomina mi inny aspekt psychologii rynku z okresu ostatnich paru lat. Pamiętasz Czytelniku wzrosty z kwietnia – maja 2009? Ilu w nie wtedy wierzyło? To wtedy powstała miejska legenda o wszechmocy Goldman Sachs’a  i o tym, że to tylko Gminna Spółdzielnia (jak nazywano GS) obraca papierami między swoimi trader’ami, podbijając ich cenę, bo przecież „wszyscy normalni sprzedają!” Te wzrosty to miała być wyłącznie czysta manipulacja.

A kto wtedy wierzył, że monetarne ruchy Bernanke’go z przełomu 2008/2009 uratują świat? Powszechne było podejście: FED jest bezradny. Co ciekawe, ci sami ludzie, którzy nie wierzyli w Bena w 2009, w 2010 i na początku 2011 już głośno krzyczeli, że  Bernanke, jak zechce, może sobie dowolną cenę na dowolnym rynku „wydrukować” jeśli tylko przyjdzie mu ochota. Skąd taka zmiana o 180 stopni od bezradności do wszechmocy? Dziś znowu ci sami ludzie głoszą, że Bruksela i Mario Draghi są bezradni. Przeżyjmy to jeszcze raz? Być może…

Tymczasem sprawa jest prosta, a chyba najlepiej opisał ją Richard Duncan w swej książce pt. „Dollar Crisis: Causes, Consquences, Cures”: rządy i banki centralne mogą odsuwać „dzień zapłaty” bardzo długo w czasie, znacznie dłużej, niż się powszechnie sądzi. I rzeczywiście to robią, tak długo, jak długo podtrzymywanie dotychczasowego status quo jest „tańsze” od Zmiany. Dopiero gdy koszty dalszej obrony zaczynają wyraźnie przewyższać ewentualny koszt zmiany w systemie, poddają się i godzą na naruszenie skomplikowanej gry interesów różnych sił, wiodących prym w dotychczasowym układzie. Oczywiście gotowość do obrony jest wprost proporcjonalna do posiadanych sił i rezerw. Co to ma wspólnego z bezradnością lub wszechmocą doprawdy nie wiem i nie dbam o to. Patrzę na to tylko, jak na pewien kolejny aspekt psychologii rynkowej.

Mam też swój własny, nie do końca traktowany na serio „wskaźnik pomocniczy”, do oceny psychologii rynkowej i ciekaw jestem jego dalszej przydatności. Do tej pory spisywał się nieźle. To… blog prof. Rybińskiego.

http://www.rybinski.eu/?lang=all

 Nie żebym coś miał przeciw profesorowi, albo się z nim nie zgadzał. Wobec profesora odczuwam swego rodzaju „solidarność rocznikową”, jesteśmy bowiem równolatkami :-). Uważam, też, że długofalowo może mieć rację, choć osobiście wolałbym mimo wszystko, by się mylił, gdyż jego „racja” zaboli nas wszystkich. Piszę to, co poniżej, jedynie z punktu widzenia stricte obserwatora psychologii tłumu, nie po to, by komukolwiek „przyłożyć”.

Gdy zacząłem zaglądać na tego bloga wpisy autora były naprawdę niezłe i dość rzadkie. Równie rzadkie i głównie merytoryczne były komentarze, pochodzące w sporej części chyba od znajomych i przyjaciół autora. Blog stał się popularny na fali krytyki rządów PO, ale kulminacja popularności nadeszła wraz z ostatnimi wydarzeniami w Eurozonie i tym, co profesor na ten temat głosił. Nagle zaroiło się tam od coraz dziwniejszych indywiduów, albo wieszczących totalny krach, albo oskarżających Izrael i żydów o wszelkie możliwe niecne sprawki w świecie finansów i polityki, często wzajemnie sobie przeczące, wreszcie przedstawiających swoje własne, podobno bardzo proste i szybkie rozwiązania obecnych skomplikowanych problemów świata. Nastrój zaczął udzielać się też i samemu autorowi, który wyraźnie zintensyfikował pisanie, niestety po części ze szkodą dla jakości wpisów. W czasie silnych letnich spadków na blogu zapanowała idylla, a tłum czytelników „spijał” w skupieniu każde słowo z ust autora, ograniczając się do pełnych podziwu komentarzy w stylu „Jejku, ale Pan mądry!!!” Idylla zaczęła się kończyć we wrześniu – pojawiły się pierwsze oskarżenia autora, że jego recepty są np. za mało liberalne, za dużo tam albo socjalizmu, albo liberalizmu dla odmiany, jak chcieli inni. Wszyscy oczywiście byli święcie przekonani, że już jutro Eurozona się totalnie i z wielkim hukiem rozleci, a wśród przekonanych zaczęli pojawiać się agresywni wobec tych „nieco mniej przekonanych”. Agresja ze strony niedźwiedzi jest częstym dowodem „późnej fazy trendu”, warto to zapamiętać. Do tego coraz rzadziej mamy dzień bez wpisu autora, a często wpisy pojawiają się po 2-3 dziennie. Co gorsza, nie są to głębsze analizy, za to coraz częściej padają tam „poetyckie”, a nie ekonomiczne określenia typu „garbate sześciopaki” (to o którymś z kolei planie ratunkowym Brukseli) .

Jak to się dalej rozwinie? Kiedyś (na szczęście już dobre parę lat temu) byłem niestety bardzo czynnym fanem pewnego amerykańskiego niedźwiedzia (tak, tak, też cierpiałem na tę przypadłość, a jej zaleczenie kosztowało mnie sporo i czasu, i pieniędzy, straconych na rynku).

Na razie sprawa bardzo przypomina to, co znam z autopsji, mogę się więc pokusić o prognozę dalszego biegu wydarzeń na bazie tego, co sam doświadczyłem. Właśnie dziś prof. Rybiński jest w apogeum. Za chwilę nastrój tłumu się zmieni. Wpierw spadnie ilość komentujących, potem pojawią się pierwsze, początkowo nieśmiałe komentarze typu „Te, Rybiński! I gdzie ten krach i rozpad Eurozony?”, stopniowo coraz bardziej agresywne. Padną w końcu i takie stwierdzenia: „Radził Pan krótkie na pochodnych, wie Pan ile straciłem/ mógłbym przez Pana stracić?” Autor będzie osaczany, jeśli będzie słaby, to się podda (mam nadzieję, że nie, bo potrafi pisać naprawdę wartościowe teksty), jeśli nie, to znacznie zmniejszy ilość wpisów, stając się w końcu byłym guru tłumu. Wrócą merytoryczne wpisy, w których będzie podtrzymywać swoje długofalowe stanowisko co do Europy w sposób znacznie bardziej wyważony i wsparty dobrymi argumentami. I właśnie w chwili, gdy niemal wszyscy o nim zapomną, a nieliczni wejdą na bloga głównie po to, by przyłożyć autorowi, przyjdzie czas na to, by uważnie wysłuchać tego, co Rybiński będzie mieć do powiedzenia i przygotować się na prawdziwe tsunami. Wtedy będziemy się zapewne zbliżać do rynkowych szczytów wzrostów, które się obecnie zaczynają, lub będziemy już po nich, może w dnie pierwszej korekty, w której znowu „nikt nie będzie się bać o przyszłość”? Kto wie…

Problem Rybińskiego, a jeszcze bardziej jego obecnych fanów polega na tym, że nie wystarczy mieć rację (tę Rybiński zdaje się przynajmniej w sporej części ma i politycy powinni Go czasem uważniej posłuchać), trzeba tę rację jeszcze mieć w odpowiednim momencie i przekazać ją do odpowiednich uszu.

„Timing is everything” jak brzmi tytuł jednej z piosenek Chris’a de Burgh’a. Może niezupełnie timing jest wszystkim, ale bardzo ważną częścią całości sukcesu jest na pewno.

A skoro już o timingu mowa. Zbliżamy się do ważnych okienek czasowych na wielu rynkach.Amerykańskie obligacje, dolar, miedź czy rynki akcji –  wiele przeszłych punktów czasowych wskazuje na możliwość ważnego zwrotu na tych rynkach w przyszłym tygodniu, zwłaszcza w okolicy Thanksgiving w USA, ale dotyczy to w praktyce całego tygodnia.

Przykładowo na Nasdaq100, który to indeks śledzę ostatnio uważniej, dokładnie 23.11.2011 będziemy mieć 685 sesji od dołka z marca 2009 (685 to pochodna od kwadratu 2,618).  Podobnie rzecz wygląda na innych amerykańskich indeksach. Tym razem nie będę rozpisywał w formie litanii czasowych punktów zwrotnych, wskazujących na okolice tej daty  – jest tego sporo i dla rynków akcji w USA i Europie, i dla walut i dla obligacji. Ten tydzień naprawdę będzie ważny, wszystko na to wskazuje!!! Ponieważ wchodzimy w ten okres spadkami na rynkach akcji i miedzi i zarazem wzrostami na obligacjach i dolarze, to zwrot na punktach czasowych powinien mieć kierunek przeciwny do obecnego.

Prosiłbym tylko by zarówno nie dać się zaskoczyć ewentualnym zwrotom akcji na rynkach w przyszłym tygodniu, jak i ich nie wyprzedzać. Pozwólmy rynkowi pokazać, że się z nami zgadza :-). Ta metoda jest bardzo skuteczna, ale przecież nie w 100% i zawsze należy zaczekać na potwierdzenie sygnałów.

Święty Mikołaj przyjedzie w tym roku – zbyt wielu w to wątpi, wierząc że został już zjedzony przez głodnego niedźwiedzia polarnego, by do tego nie doszło.

Może nie być tak szczodry, jak w najlepszych latach, ale jakieś prezenty dla Byków  na pewno przywiezie.

Już nikt nie idzie

tą naszą droga pustą

wszedł zmierzch jesienny

Basho (ze zbioru Sono tayori, 1694)

Written by songmun

19 listopada 2011 @ 23:34

Napisane w Uncategorized

Komentarzy 18

Subscribe to comments with RSS.

  1. Panie Songmun,

    Pana wpis jest jak wykład przy kawiarnianym stoliku Andre Kostolanego (autora książki „Psychologia giełdy”). Kto nie miał akcji podczas końcowej fazy spadku, tego nie będzie ich miał podczas wzrostu.

    Cieszę, że jesteśmy razem w klubie giełdowych optymistów.

    Kłaniam się,
    Onoko

    onoko

    20 listopada 2011 at 12:32

  2. http://www.aaii.com/sentimentsurvey/sent_results

    ale gdzie Pan widzi tłumy niedzwiedzi ?

    ja widze co innego – byków rekordowa ilość i wszedzie piszą o wzrostach,
    od opini że rajd mikołaja to minimum poprzez wzrosty do połowy 2012 do opinii o megahossie ….

    piotrdln

    20 listopada 2011 at 17:07

  3. @ piotrdln
    Jeden aaii wiosny nie czyni..

    http://www.ise.com/WebForm/viewPage.aspx?categoryId=126&header3=true&menu0=true&link1=true

    http://www.schaeffersresearch.com/streetools/market_tools/investors_intelligence.aspx

    Zapewne też ci wszyscy, zaglądający z niepokojem na obligacje włoskie czy irlandzkie i co dzień się podniecający tym, ze rentowność jest powyżej 7%, spodziewają się wzrostów…

    Stockwatcher

    20 listopada 2011 at 18:32

  4. ja bym powiedział, że są blogi/strony typowo „niedzwiedzie”, typowo „bycze” lub mieszane

    jak poczyta ktoś głównie jeden rodzaj to może odnieść mylne wrażenie że „wszyscy” widzą spadki lub wzrosty

    a te narzędzia do sentymentów są trochę bardziej bezstronne niż stronnicze blogi i wyraźnie pokazują że miśki poszły spać a bycze nastroje znowu panują,

    jak wiemy „większość” się zawsze myli – tylko Gospodarz wyciaga wnioski, że większość widzi armagedon a ja odnoszę wrażenie że większość widzi wzrosty …

    piotrdln

    20 listopada 2011 at 19:24

  5. Jak się dziwić, że takie misiowate nastawienie, czytając takie artykuły: http://www.pb.pl/2520579,33210,macie-cds-y-no-to-macie-pecha

    Ja osobiście uważam, że jest bardzo źle.

    Robert

    20 listopada 2011 at 22:21

  6. Bardzo ciekawe i świetne opisane spostrzeżenia, od jakiegoś czasu śledzę kilka blogów ekonomicznych m.in. prof. Rybińskiego i w 100% zgadzam się, że pojawiło się tam mnóstwo „dziwnych” osób, które uważają, że to co pisze profesor zrealizuje się pewnie w najbliższych dniach…

    Co do kierunku, mam nastawienie niedźwiedzie, ale jestem na razie poza rynkiem ze względu właśnie na psychologię, za dużo w koło jasnych spadkowych scenariuszy, więc poczekam na potwierdzenie kierunku.

    pass3ng3r

    21 listopada 2011 at 09:48

  7. Co do timingu, to we wtorek premier Grecji jedzie do Brukseli po kasę, zobaczymy co powiedzą, a w środę w US ma podjąć decyzję w sprawie cięć. Jest też przesłanka do hossy w postaci rozmów o kształcie EBC i dodruku euro, kraje zadłużone naciskają na Niemcy, żeby uruchomić maszynę drukarską i żeby EBC stał się bankiem centralnym, który emituje wspólne euroobligacje. Na razie Niemcy są twardo przeciw, ale gdyby zmienili decyzję, to rozpoczęłyby się wzrosty.

    pass3ng3r

    21 listopada 2011 at 09:57

  8. świetny wpis z zakresu psychologii inwestowania. Od jakiegoś czasu również szukam źródeł mogących pomóc w określeniu sentymentu na giełdzie, ale takich trochę mniej oczywistych niż zwykłe pytania ankietowe w stylu: „czu uważasz, że giełda wzrośnie”. Czasem to co publicznie deklarujemy nie jest zgodne z naszymi czynami bądź prawdziwym przeczuciem, czasem sami siebie oszukujemy. W związku z tym dziękuję za wszystkie powyższe linki.

    zeti

    21 listopada 2011 at 15:51

  9. cieszę się Pan przedstawił swoja opinię na temat blogu prof.Rybińskiego,bo już „strach” cos tam przeczytać

    aisakpr

    22 listopada 2011 at 11:01

  10. Ze strony Rybińskiego – jeden z niewielu trzeźwych komentarzy:

    „2011-11-21 23:07:51 by touch n go:

    http://www.faz.net/aktuell/finanzen/anleihen-zinsen/europaeische-zentralbank-obergrenze-fuer-anleihekaeufe-11532222.html

    ustalono 20mld tygodniowo na skup obligow, co daje bilion euro rocznie, a wy czekacie na oficjalne QE?? a kgh dzis to pewnie ’slabe rece’ braly..
    stefan z omaha tydzien temu pobral mocno ibm , a dzis oglosil ze ma zamiar dobrac tesco , najdalej w ciagu 6 kwartalow beda pobite szczyty na indeksach, enjoy”

    Pojawia się impuls wzrostowy i możliwość odwrócenia trendu 😉

    pass3ng3r

    22 listopada 2011 at 12:17

  11. Mam do Pana prośbę czy mógłby Pan uaktualnić swoją analizę techniczną dot. spółki stalprodukt. pozdrawiam

    Tomasz

    23 listopada 2011 at 16:38

    • @ Tomasz

      Spróbuję znaleźć trochę czasu w tym tygodniu i to zrobić. Oby się udało 🙂

      SongMun

      28 listopada 2011 at 10:02

  12. Ziomal,
    Ja byłem niedźwiedziem w okresie kiedy Paulson ratował Bearna – byłem niedźwiedziem przeżartym pesymismem i byłem pewny, że rynek się zawali.

    Dzisiaj – wiedząc, że jesteśmy na krawędzi przepaści, jestem pewny, że będzie drukowanie świeżutkich ojro. Jestem, więc wyjątkiem od tego co opisałeś.

    Czy jesteś pewny, że takich wyjątków jak ja jest mniejszość?
    Czy jesteś pewny, że rasowy niedźwiedź taki jak ja z grubym szmalem, pakuje pełne wagony krótkich?
    Jak myślisz, na jakim rynku rasowy niedźwiedź teraz siedzi i czy kibicuje świeżutkim ojro?

    Lazaartek

    26 listopada 2011 at 10:59

  13. Wygląda na to, że zadziałało. Idealnie dno wychodzilo mi na 23.11.11 (choćby owa 685 sesja na Nasdaq100), w realiach pojawiło się 24.11 lub 25.11, czyli 1 sesję później, a więc zgodnie z Greenblatt’em, gdzie punkty zwrotne wypadają z dokładnością plus minus sesji od daty teoretycznej.
    Nie przesądzam, że dzisiejsze wzrosty na rynkach to już TO, ale prawdopodobieństwo, że tak jest, rośnie z każdą chwilą i z każdym punktem więcej, zdobytym przez indeksy giełdowe.

    SongMun

    28 listopada 2011 at 10:01

  14. A ja małe OT:) Czy możesz się podzielić z usług jakiego brokera korzystasz do CFD? I czy korzystasz z opcji?

    sirland

    28 listopada 2011 at 20:36

  15. czy z Twojego punktu widzenia LCC jest ciekawa do wzięcia na warsztat?…Pozdrawiam..gratuluje prognozy

    lefrand

    30 listopada 2011 at 20:10

  16. Dobra analiza. Mam tylko jedną wątpliwość. Przy tak złych nastrojach, rynek może się ugiąć pod wpływem grożby tzw. „samospełniającejsię przepowiedni”. Gdzieś tak już było. Tzn. tak obywatelom wtłoczą w mózgi kryzys, że ich irracjonalne zachowania ten kryzys stworzą.

    m123456

    1 grudnia 2011 at 12:40

  17. Dziękuję za Update zapomnianej przez Boga:)

    Tomasz

    6 grudnia 2011 at 18:01


Dodaj odpowiedź do lefrand Anuluj pisanie odpowiedzi